EN

4.03.1996 Wersja do druku

Prapremiery po polsku

NIE jest dziś codziennością pol­skiego teatru wystawianie polskich prapremier. Jeżeli już się trafi jakaś - to zachodniego na ogół autora. Moda, konieczność, chwilowy trend, że się i tu anglo-amerykanizujemy? Temat osobny. A że mimo to nasz dramat żyje, zasługa to zwykle scen dalekich (choć nie zawsze geograficznie) od stolicy. Oto na deskach Ka­towic, Koszalina, Białegostoku, Wałbrzycha, Łodzi czy Rzeszowa in­scenizowane są spektakle autorów, o których słychać dotąd było mało lub nic. Ryzyko? Tak! Ale bez dopływu własnej krwi teatr umiera. Nie może żyć samą klasyką czy tylko importem. Miło mi więc, że szczecińskie teatry znalazły się wśród tych, które pamiętają o polskim współczesnym dramacie. I to jak! W sezonie 95/96 zaplanowały sobie bowiem aż pięć (a z Operą i Operetką - sześć) pra­premier autorów krajowych! To absolutny rekord Polski w tej, choć praw­da, że nie olimpijskiej, konkurencji. Zwłaszcza teatr Opatowicza

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Prapremiery po polsku

Źródło:

Materiał nadesłany

Kurier Szczeciński nr 45

Autor:

Artur D.Liskowacki

Data:

04.03.1996

Realizacje repertuarowe