EN

3.04.1957 Wersja do druku

Popołudnie w Guliwerze

PRZYJEMNIE jest obserwować reak­cje dziecięcej widowni. Okrzyki szczerej radości, zaciekawienie, a przede wszystkim niecierpliwość: Co będzie da­lej? Półtorej godziny w "Guliwerze" mija zbyt prędko, jak na gust P. T. Publicz­ności, ale za to wrażeń wynosi młodo­ciany widz co niemiara. Wędrówka Zosi-Samosi w poszukiwaniu swej lalki Petroneli - to pasmo niespodziewanych przygód, spotkań i wesołych zabaw. Bajka Marii Kownackiej "Cztery mile za piec"... urozmaicona i ożywiona zo­stała w "Guliwerze" bardzo interesują­cą inscenizacją. W przedstawieniu obok ładnych lalek bierze udział "żywa" dziewczynka. Widza intryguje fakt, że Zosia równie dobrze posługuje się języ­kiem zajęczym, jak i językiem kwiatów. Jakże przyjemnie umie też gawędzić z widownią nawet z najdalszych krzeseł. Właśnie chyba najcenniejszym elemen­tem przedstawienia w "Guliwerze" jest kontakt z widownią, nawiązywany w sposób bezpośredni i naturalny. Dziecia­ki chór

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Popołudnie w Guliwerze

Źródło:

Materiał nadesłany

Życie Warszawy nr 79

Autor:

r

Data:

03.04.1957

Realizacje repertuarowe