Cesarz Kaligula nie najlepiej zapisał się w powszechnej historii. Zbrodniarz, szaleniec, kazirodca, okrutnik, wreszcie szyderca, który zapragnął kiedyś uczynić senatorem swego konia. Mimo to, a może właśnie z powodu swego szaleństwa, Kaligula nie tylko przerażał, ale także fascynował swoich współczesnych. Tak, jak wielu twórców i dziś. Kilka lal temu z wypiekami na twarzy oglądano w Polsce filmową wersję losów Kaliguli, pełną bachanaliów i przemocy. Zawiedzeni będą jednak ci widzowie, którzy przyjdą na "Kaligulę" Alberta Camusa w nadziei na brutalne orgie i sceny pełne krwi. Purpura jest, co prawda, na scenie wszechobecna, ale tylko w kolorach szat i wielometrowych sztandarów, spadających na scenę z wysokości kilku pięter. Dreszczyku emocji dostarczyć może najwyżej zamknięcie publiczności w wielkiej klatce-więzieniu. Kaligula w interpretacji Agaty Dudy-Gracz w niczym nie przypomina rozszalałego monstrum, którego obraz tak barw
Tytuł oryginalny
Pogodny uśmiech satrapy
Źródło:
Materiał nadesłany
Rzeczpospolita - W1 nr 250