EN

26.05.1992 Wersja do druku

Podpalenie lontu...

Najpierw z fascynacji Witkacym zrodził się pomysł wystawienia wszystkich jego dramatów w jednym spektaklu. Jerzy Grzegorzewski stwierdził że postaci stworzone przez Witkiewicza, choć przypisane są do poszczególnych dramatów, w sumie jednak tworzą jeden wspólny świat. Po takiej konstatacji pokusą i wyzwaniem stało się dla reżysera puste miejsce z tytułem - "Tak zwana ludzkość w obłędzie" - które zostało po ostatniej, zaginionej sztuce Witkacego. Po raz pierwszy Grzegorzewski zmierzył się z powziętą przez siebie ideą przed kilku laty w warszawskim Teatrze Studio. Nieusatysfakcjonowany jednak efektem podjął drugą próbę w Starym Teatrze. Tym razem dodatkową motywacją było przekonanie, że teatr szczególnie teraz potrzebuje jakiegoś niekontrolowanego żywiołu, który mógłby go ożywić - rewolucji. Ta inscenizacja miała być właśnie swoistym "zapaleniem lontu", wyzwaniem, prowokacją i byłaby - gdyby groźna tragifarsa nie okazała się s

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Podpalenie lontu...

Źródło:

Materiał nadesłany

Dziennik Polski Nr 122

Autor:

Maria Wąs

Data:

26.05.1992

Realizacje repertuarowe