EN

10.05.2001 Wersja do druku

Podcięty sad

Obsypany nagrodami na festiwalu w Kaliszu "Wiśniowy sad" w reżyserii Pawła Miśkiewicza ma tylko jeden mankament - jest stanowczo za krótki Dlaczego chodzimy na "Wiśniowy sad"? Czy po to, by zapoznać się z re­żyserską interpretacją utworu sprzed stu lat? Czy może spodziewamy się odkry­cia w nim nowych odcieni? Jeśli o mnie chodzi, "Wiśniowy sad" traktuję na rów­ni z kwartetami smyczkowymi Schuber­ta - chodzę na tę sztukę, aby posłuchać znanej melodii. Najnowsza inscenizacja Pawła Miśkiewicza tę melodię zmienia. Spektakl nie zaczyna się od oczekiwania na przyjazd Raniewskiej do majątku; za­czyna się od słynnych słów lokaja Firsa o zapomnianym przepisie na wiśnie, któ­re w dramacie padają później. Raniewska już jest w domu, a Łopachin wcale nie zaspał. Kończy się również inaczej niż sztuka - nie słychać rąbania drzew ani zamykania drzwi na klucz. Firs poja­wia się, zanim Raniewska opuści pokój, i gawędzi z nią jeszcze o wiśniac

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Podcięty sad

Źródło:

Materiał nadesłany

Gazeta Wyborcza nr 108

Autor:

Roman Pawłowski

Data:

10.05.2001

Realizacje repertuarowe