Walorów dramatu Stanisława Wyspiańskiego "Wyzwolenie'' nie trzeba nikomu zachwalać. Początek był rzeczywiście interesujący. Ciekawie zabudowana scena. Muza w czerni kreująca świat sztuki dramatu. No i wreszcie główny bohater - Konrad (Zdzisław Korzeniowski). Już w pierwszych scenach wypadł on nieco blado. Sądziłam jednak, że młody aktor z czasem się rozegra. Podziwiałam więc póki co uczestników scen zbiorowych (wspaniali Senator i Szlachcic), zachwycałam się znakomitą budową obrazów scenicznych. Pod względem plastycznym były one urzekające. Tragedia zaczęła się naprawdę w drugim akcie. Konrad miotał się rozpaczliwie po scenie. Wypowiadał często w sposób nielogiczny, fatalny pod względem emisji, swoje kwestie. Wiele z nich było po prostu niezrozumiałych. Odnosiłam wrażenie, że odtwórca tej roli sam jest przerażony spoczywającą na nim odpowiedzialnością Zagubiła się poezja i mądrość sztuki Wyspiańskiego. Ze sceny wiało nudą. G
Źródło:
Materiał nadesłany
Słowo Polskie, nr 21