Po całorocznych zapasach z literaturą - po większej części - ambitną i poważną, białostocki teatr poważył się wystawić farsę. Rzecz nazywa się "Koniec początku" - oby nie okazała się początkiem końca ambicji Dramatycznego. Sztukę Seana O'Casey'a wyreżyserował Piotr Kowalewski (założyciel, reżyser i aktor Teatru im. Józefa Węgrzyna w Ełku), zagrali: Danuta Bach, Robert Ninkiewicz i Sławomir Popławski, a scenografię popełniła Magdalena Gajewska. Trud pięciu wymienionych osób zaowocował doskonałym teatralnym fastfoodem: dowcip ma gruby jak buła w big macu, tekst przypomina hamburgera (uszczelnia raczej, niż smakuje), a całe danie ocieka ketchupową krwią. Spożywa się szybko i bez specjalnych oporów. Istotna różnica pomiędzy sceną a lokalem z fastfoodami polega na tym, że w tym ostatnim po spożyciu kanapki zazwyczaj nie dochodzi do totalnej demolki. Wysilnie śmieszne "Koniec..." ma na początku okres rozkręcani
Tytuł oryginalny
Początek końca?
Źródło:
Materiał nadesłany
Kurier Poranny nr 119