Z Mariuszem Kiljanem, szefem wrocławskiego Teatru Piosenki, rozmawia Małgorzata Matuszewska
Dostaliście od ministra kultury pieniądze na podróże ze spektaklem "Leningrad". Zagracie go w Bogatyni, Głogowie i Dzierżoniowie. Przedstawienie pełne jest wulgaryzmów. Nie obawia się Pan, że wpłynie to na odbiór w małych miejscowościach? Spektakl ma swoistą wielką energię, bardzo wciągającą ludzi. Polacy i Rosjanie mają w duszach coś wspólnego, nutę śpiewogry. Prawie każdy z nas po wypiciu pewnej ilości alkoholu śpiewa, choć Rosjanom potrzeba więcej alkoholu. Ale poważnie rzecz biorąc, zawsze zaskakuje mnie odbiór przez widownię śmiesznych tekstów i sytuacji. Świetnie reagują na nie dojrzali ludzie. Kiedyś rozmawiałem ze starszym panem, był w Rosji, powiedział, że szkoda, że nie ma więcej piosenek podobnych do "Miliona białych róż". Chyba jest tak, że część piosenek nie dotrze do niektórych widzów, ale całość spektaklu porywa wielu, ze względu na specyficzny klimat. Widzowie Waszego spektaklu zapamiętali awanturę międ