Osoby

Trwa wczytywanie

Zdzisław Leśniak

Już od dnia narodzin był na "nie" do porządku otaczającego go świata. Przesypiał dni, aby w cichych mrokach nocy odnaleźć własną, niezależną ścieżkę życia. Urodził się 13 grudnia 1930 roku w Borysławiu na Ukrainie. Oczami dziecka widział i oceniał zbrodnie lat wojennych. Jego wujek stracił życie w Ostaszkowie, a cała rodzina wujka została zesłana na Sybir. Swojego dziecięcego świata bronił intuicyjnie. Szukał prawdy i sprawiedliwości w bajkach. Jedyną pozytywną stroną tego tragicznego okresu było opanowanie języka rosyjskiego w mowie i piśmie. Właśnie w tym języku ukończył Szkołę Podstawową. Następnie wraz z rodzicami został wysiedlony na Ziemie Zachodnie. Zamieszkali w Nowej Rudzie. Tam po raz pierwszy Zdziś poznaje swoich rówieśników, emigrantów francuskich, co dało początek nauki języka francuskiego. W tym czasie uzewnętrznia się jego charakter i osobowość. Będąc przyłapanym przez księdza na oglądaniu niedozwolonego filmu w gronie kolegów, nie akceptuje kategorycznego wyproszenia uczniów z kina. Jednak wszyscy wyszli. Wszyscy, ale nie on. Nie pomogło nawet bolesne wykręcanie ucha. Postawił na swoim i film oglądał do końca. W Nowej Rudzie Zdzisio ukończył Państwowe Gimnazjum i Liceum. Tam zrodziły się prawdziwe przyjaźnie. Tam przez wszystkich zwany "Muchą" bawił swoich szkolnych kolegów sztuczkami aktorskimi, umiejętnością imitowania i parodiowania ludzi z najbliższego otoczenia. Ryszard Rybka w Gazecie Noworudzkiej tak przypomina jego aktywność w życiu teatralnym: "Wystąpił w inscenizacji fragmentów Trylogii, a niezapomniane kreacje stworzyli Lucyna Pasek jako Baśka i Zdzisław Leśniak jako "Pan Wołodyjowski" . Od 1950 roku uczy się prawdziwej sztuki teatralnej o wymiarze profesjonalnym. Jest studentem Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej imienia Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie. Zdany egzamin był jednocześnie zwolnieniem go ze służby wojskowej. To było istne wybawienie, gdyż jego silna osobowość nie pozwoliłaby na podporządkowanie się rozkazom dowódców. Czuł się człowiekiem wolnym i niezależnym. A w wojsku zapewne rozegrałby się jego dramat osobisty. Ale wróćmy na uczelnię. Jego rektorem był profesor Jan Kreczmar. Program kształcenia aktorów jakże był inny od dzisiejszego. Wiązał się bowiem jak najściślej z literaturą, zwracał ku klasyce, uczył techniki i wyrazistości mowy. "Bał się" ostrej ekspresji ciała i grania "grubą kreską". W tym czasie obowiązywały tzw. warsztaty teatralne. Właśnie w ramach tych warsztatów, już na II roku studiów wcielił się w trudną rolę Starego Fieraponta w sztuce "Trzy Siostry" Antoniego Czechowa. Do prac dyplomowych przygotowywano się z takich sztuk jak "Gracze" Mikołaja Gogola, "Balladyna" Juliusza Słowackiego czy "Nadzieja" Hermana Heijermannsa. Uczyli go sami mistrzowie: prof... Aleksander Zelwerowicz, Aleksander Bardini, Marian Wyrzykowski, Jacek Woszczerowicz. Ale Zdzisio nie ograniczył się do ich mistrzostwa. Zafascynowała go komedia dell'arte, a więc groteska, burleska, pantomima. Bardziej przemawiał do niego gest niż słowo. Zaznacza już twarz i styl. W swoich opiniach był nieugięty. Uważał, że nie ma szkół, nie ma metod. To znaczy każdy powinien realizować własną szkołę znalezioną przez siebie. Przyjmować to, co jest najbliższe jego psychice i temperamentowi aktorskiemu. W jednym ze spotkań, tak Aleksander Zelwerowicz wyraził opinię: "Zdzisiu, czasem musisz nieco schylić głowę, inaczej będzie ci bardzo ciężko w życiu". A Zdziś na to: "Panie Profesorze, nie mogę schylać głowy. Jestem niskiego wzrostu. Mogą mnie nie zauważyć". Wiadomym jest, że mistrz gustował w aktorach wysokiego wzrostu. Zaakceptowanie "Małego" (tak nazywano Zdzisia) świadczyło nie tylko o sympatii ale też i o uznaniu. W ramach dokarmiania Zelwerowicz zapraszał go na obiady, czasami wręczał własne pieniądze. Później spotkał "Małego" zaszczyt opiekowania się Zelwerowiczem kiedy był niepełnosprawny. A nie każdemu studentowi by na to pozwolił.
"Mały" miał również szczęście, że od początku studiów aż do ukończenia, jego opiekunem był wybitny pedagog, profesor Aleksander Bardini. W grupie studentów profesora Bardiniego byli: Zbigniew Bogdański, Mieczysław Czechowicz, Jerzy Dobrowolski, Danuta Firek, Jerzy Fornal, Danuta Gallert, Wiesław Gołas, Zdzisław Leśniak, Franciszek Pieczka, Eugeniusz Robaczewski, Irena Szymkiewicz i Felicja Tiberger. Przez okres studiów Zdzisio mieszkał w jednym pokoju z Franciszkiem Pieczką, Wiesławem Gołasem i Mieczysławem Czechowiczem. Co tam się działo ! Oj działo się, działo .... A za niewinny dziś zakład z kolegami, że rozbierze się do naga i wykąpie z dziewczynami (co oczywiście uczynił), zbyt mocno zapłacił. Te "igraszki" miały bardzo smutne następstwa. Mianowicie, Komisja Dyscyplinarna zadecydowała zatrzymać Zdzisiowi dyplom ukończenia szkoły na rok. Wśród przeciwników tej decyzji był profesor Zelwerowicz. Wielokrotnie powtarzał: "Krzywdzicie chłopaka". Było to bardzo wstrząsające wydarzenie w życiu Zdzisia. W dniu wręczania dyplomów z poczuciem żalu został sam. Ale podjął decyzję. W ramach obowiązującego nakazu pracy nie wyjechał ze swoją grupą do Zielonej Góry. Wybrał Państwowy Teatr Ziemi Opolskiej. Zagrał tam osiem głównych ról, a po roku pozytywnych opinii dyrekcji teatru odebrał swój dyplom. W szerokim tego słowa znaczeniu, nonkonformizmu, "Mały" musiał dawać się kolegom we znaki. "Tornado, to mało"- z tej przyczyny mówił o nim profesor Henryk Szletyński. Nie stanął na warcie przy popiersiu Stalina. Wakacyjnych prac społecznych też nie zaliczał. Za to brał udział w odgruzowywaniu Szkoły Teatralnej. Jako przewodniczący Koła Naukowego zaprosił na uczelnię samego Adolfa Dymszę, którego tak niezwykle cenił. Po kryjomu czytał książki będące w tym czasie na indeksie. Chciał nawet wystawić "Szewców" Stanisława Ignacego Witkiewicza, czy "Piczomirę" Aleksandra Fredry. Obrażał się na niektórych swoich wybitnych profesorów i nie odzywał się do nich... W latach 1955 - 1956 gra ciekawe role w Teatrze Ludowym w Nowej Hucie pod kierownictwem artystycznym Krystyny Skuszanki i Jerzego Krasowskiego. W roku 1956 przy pomocy Wiesia Gołasa, Zdzisio wraca do Warszawy i podpisuje angaż w Teatrze Dramatycznym u Mariana Mellera. Teraz odżyły wspomnienia "akademika", gdzie płatali sobie bez przerwy kawały, prześcigali się w pomysłach i dowcipach. Jednym słowem epoka śmiechu. A wynikiem tego był kabaret "Koń". Rewelacja sezonu, odkrycie które ujrzało światło widowni 1956 roku w Sali Prób Teatru Dramatycznego. Autorem był wprawdzie "Godoczebole", ale tłumacząc, byli to: Gołas, Dobrowolski, Czechowicz, Bogdański, Leśniak. "Koń" był pierwszym powojennym kabaretem politycznym w Polsce. Parodiował i ośmieszał totalitarne myślenie oraz pompatyczne obyczaje. W 1959 roku "Koń" otrzymuje zbiorowe wyróżnienie na Festiwalu Młodzieży w Wiedniu, a uczestniczący w nim Zdzisio i Wiesio Gołas otrzymują po cichu propozycję oddania paszportów. Mogą zostać, mogą zrobić w przyszłości karierę na Zachodzie. Mogą. Ale nie oni. W 1958 roku Zdziś powtórzył szkolną rolę "Pana Wołodyjowskiego". Tym razem w telewizji. Występuje w kabaretach: Starszych Panów, Wagabundzie, Dudku, Olgi Lipińskiej, Zielona Gęś i Mix. W roku 1961 otrzymuje wyróżnienie za pantomimę Chaplin na Festiwalu Młodzieży w Helsinkach. Otrzymał też stypendium w Z.S.R.R. Od strony sztuki podobania się, aktorstwo uważał za zawód wybitnie kobiecy. Za zachętą profesora Jana Kreczmara, z którym utrzymywał kontakty w 1962 roku wstąpił na Wydział Reżyserii. Uważał, że były to najpiękniejsze i najszczęśliwsze lata jego twórczości. Dla sztuki przyjmował małe role w filmach. Były to w swoim rodzaju "arcydzieła". Z tej racji nazwano go mistrzem epizodów. Myślał o karierze światowej. Był zafascynowany twórczością Charlie Chaplina. Jego zdaniem był to jeden z najgenialniejszych artystów świata. Uwielbiał Bastera Keatona, Harolda Loyda, Flipa i Flapa, Braci Marx. Cenił wielkiego francuskiego mima Marcela Marceau i najsłynniejszego twórcę czeskiego zespołu pantomimy, Ladislava Fialkę. Darzył najwyższym uznaniem takich współczesnych komików jak: Jacgues Tati, Pierre Etaix, Louis de Funes, Pierre Richard czy Mel Brooks. Właśnie z nimi chciał się zmierzyć. Pisze więc scenariusze, tłumaczy sztuki z języka rosyjskiego, robi adaptacje. Czyta dniami i nocami dokształcając się zawodowo. A zbiór książek teatralnych ma imponujący. Według opinii Konrada Swinarskiego tak bogatych zbiorów nie posiada nawet Peter Brook w Londynie. Książki to jego świat, jego hobby. Książek nie pożyczał. Po dziesięciu latach w 1965 roku podejmuje decyzję opuszczenia Teatru Dramatycznego z powodu krzywdy wyrządzonej przez dyrektora jego przyjacielowi. Otrzymuje angaż w Teatrze Komedia mocno zaznaczając swoją twórczość. Gra główne role m.in. w "Romansie Biurowym" z Aliną Janowską czy w "Sylwestrowej Przygodzie". Tu reżyseruje, gra i wystawia własne adaptacje sceniczne. Jako pracę dyplomową z reżyserii, przygotował "Burzliwe życie Lejzorka Rojtszwańca" Ilii Erenburga, według własnej adaptacji scenicznej. Przedstawienie, które wyreżyserował i w którym stworzył kreację, niezbyt się podobało naszym krytykom. Natomiast z prośbą o opracowaną adaptację sceniczną przez Zdzisia tej sztuki zwróciła się Czechosłowacka Agencja Teatralna i Literacka "Dilia". Po tym spektaklu otrzymał stypendium rządu francuskiego, które pozwoliło mu zapoznać się z życiem teatralnym Francji. Choć język francuski miał już dobrze opanowany, jednak znalazł czas aby go udokumentować Ecole Pratigue de I'Alliance Francuise. W Komedii wyreżyserował też "Błękitnego Potwora" Carlo Gozziego. Tu zagrał wiele interesujących ról. Mimo jego pozycji w tym teatrze, pani dyrektor ceniąca kunszt aktorski Zdzisia, ze względów formalnych (czasowe zwolnienie lekarskie) rezygnuje z dalszej z nim współpracy... Nakręcił swój pierwszy film autorski pt. "Kareta". Sam reżyserował, grał jedną z głównych ról. Wszystko według własnego scenariusza, ale bez asystenta reżysera, bez koniecznej do tego przedsięwzięcia ekipy i z operatorem dokumentalistą. "Kareta" była pierwszym debiutem filmowym, w którym znalazł swój styl. W nim się odnalazł. Ale na warszawskim pokazie kwalifikacyjnym film ten uzyskał z góry na dół oceny niedostateczne. Dopiero przypadek sprawił, że na przeglądzie polskich filmów telewizyjnych we Francji, film ten zakwalifikowano na najbliższy Festiwal do Barcelony. W kategoriach kulturalno - artystycznych zdobył w 1971 roku główną nagrodę Premio Ondas oraz pamiątkowy puchar. Po nagrodę własną "Karetą" nie pojechał. Nie otrzymał zgody Ministerstwa Kultury i Sztuki. Pucharu też nie zobaczył. W zamian przez dwa lata jego kontakty z telewizją prawie się urwały, zaś "Karetę" kupiło kilka stacji telewizyjnych z Europy Zachodniej. Następnie związał się przez 10 lat z radiowym "Podwieczorkiem przy mikrofonie". Postanawia też nakręcić następny swój autorski film telewizyjny pt. "Koncert". I co się dzieje? Nie do wiary! Pierwsza komisja kolaudacyjna ocenia film bardzo dobrze. Ale tylko na kilka dni. Później uznano go za niedostateczny artystycznie. Nie pozwolono go dokończyć. Nie pozwolono na zorganizowanie nawet zamkniętego pokazu dla kolegów. Jednak po 10 latach "odleżakowania" na półkach, film ten został ukończony. Został też zaprezentowany w telewizji, lecz bez podania nazwiska autora. W 1978 roku Wojciech Siemion zatrudnia go na etacie reżysera w Starej Prochowni. Gra też jedną z głównych ról kobiecych w "Komedyji Starego Lopesa". Ma już za sobą TV Show 2123456/B/1974 według własnego scenariusza, występy za granicą w: Austrii, Finlandii, ZSRR, USA i Kanadzie. Od 1979 roku swoje miejsce znalazł w Teatrze Syrena, gdzie pod dyrekcją Witolda Fillera zagrał m in. w: "Czołowym zdarzeniu", "Trzecim Programie", Warto byś wpadł", "Szalonych Latach", "Wiele hałasu o pchłę" czy "Pani Prezesowej". Ostatnim spektaklem Zdzisia była "Sprawa Romana K". Tam wyreżyserował "Czarną Mańkę" Jerzego Lutowskiego" i Jerzego Waldorffa oraz "Piczomirę" Aleksandra Fredry pod zastępczym tytułem "Fredro dla dorosłych", wg własnej adaptacji (prapremiera 1987 r). Po latach jego studencki pomysł został zrealizowany. A zadanie było arcytrudne. Bo jak przekonać cenzurę, że sztuka będzie przedstawiona w taki sposób, iż nie wywoła skandalu. Przekonał.... Przedstawił cenzorom opis inscenizacji tak, że ją zaakceptowali.
Wielokrotnie był zgłaszany do odznaczenia "Złotym Krzyżem Zasługi". Jednak do tej pory nikomu się to nie udało. Sam dyrektor Filler był zaskoczony, iż dopiero za drugim razem osiągnął cel. Obok "Złotego Krzyża Zasługi" otrzymał: "Honorową Odznakę Przewodniczącego Komitetu ds. Radia i TV", "Medal ZSP", "Złotą Odznakę Honorową za zasługi dla Warszawy". Ostatnim wyróżnieniem była nagroda "Złoty Sylwester" za wybitne osiągnięcia aktorskie. Po długim milczeniu doczekał się wreszcie realizacji telewizyjnej sztuki "Buncio Koroszkow" wg własnego scenariusza, reżyserii i jednej z głównych ról. Spotkała go wreszcie największa nagroda w postaci dokumentalnego filmu pt. "Kawaler Milczącej Gwiazdy". Reżyser, dokumentalista Kazimierz Oracz poświęcił ten film Zdzisiowi jako artyście o niezwykłej osobowości. W filmie Oracza Zdzisio dał próbkę swego talentu m in. jako: Charles Chaplin, Buster Keaton czy Groucho Marx. Jego sztuka rodziła się w świadomym wyborze wielkiej samotności. Była dla niego niepowtarzalną kochanką, którą obdarzył najczystszą miłością i pokorą. Podobnie jak Chaplin uważał sztukę dramatyczną za łatwiejszą dziedzinę niż komedia. Powtarzał, że trudniej jest kopnąć kogoś w pupę niż powiedzieć monolog Hamleta. Bo Hamlet zawiera tak głęboką myśl, że nawet bardzo amatorskie wykonanie jej nie zniweczy. Nie lubił dzisiejszego określenia "film niemy". "Niemy, to ułomny" - odpowiadał. Wolał nazwę film bezdialogowy, który przemawia bez słów. Zagrał ponad 100 ról teatralnych. Grał w 34 filmach fabularnych i 40 filmach telewizyjnych. W satyrycznym programie telewizyjnym Krzysztofa Teodora Toeplitza nakręcił 72 odcinki "Słownika Wyrazów Obcych" jako Nemo. Upamiętnił się wieloma świetnymi rolami teatralnymi m in. jako: Maskaryl w "Wartogłowie" Moliera, Trufaldino w "Księżniczce Turandot", Carley w "Myszach i ludziach" wg Steinbecka, Hitler w "Szwejku" Brechta. Swoją karierą filmową rozpoczął od chłopięcej roli w "Kanale" Andrzeja Wajdy. Tworzy kreacje dramatyczną w "Pierwszym dnu wolności". Zaznacza się w filmach: "Abel twój brat", w "Zezowatym szczęściu", "Gangsterach i filantropach", "Zapisie obyczajów", "Szklanej Górze" czy "Lustrze" (głównej roli ujętej w formie groteski). Lubił grać ostro, finezyjnie, ale grubymi kreskami. W jego stylu tkwiła jego siła. "Leśniak wie jak to się robi. I jako jeden z bardzo nielicznych wie nie tylko "jak" ale i "dlaczego" - mówi Bogdan Łazuka. Zdziś wykłócał się z reżyserami o wszystko i jak twierdzi Witold Filler nawet "autorytet dyrektora teatru na niego nie działał. Żaden rząd mu nie dogadzał, żaden polityk nie pasował. Za to o sztuce mówił zawsze z miłością". Zdaniem Edwarda Dziewońskiego, jego emploi było niemożliwe do zaklasyfikowania przez uwielbiających szufladkowanie.
Był człowiekiem o niezwykłym temperamencie i fantazji. Człowiekiem prawym i skromnym. Nie żył na pokaz. Choć ciężka choroba zabrała go filmowi, telewizji i teatrowi to jako aktor tak wszechstronny, tak intensywnie żyjący, nie poddał się walkowerem. Walczył do końca. Dla mnie i przyjaciół Zdzisio pozostał w pamięci i sercu fascynującą postacią. Był idealistą i romantykiem ukrytym za maską śmiechu.
Zostawił wiele niezrealizowanych scenariuszy. A z rękopisu pamiętnika pisanego od 1950 roku zacytuję: "Uczę się filozofii, architektury, literatury, po czym idę na film Chaplina i tam widzę to, co chciałbym osiągnąć".
Był jedynym aktorem w Polsce uprawiającym ten rodzaj sztuki. Czy ktoś go zastąpi? Zmarł we własnym domu, 22 września 2002 roku w wieku 72 lat.
Danuta Leśniak

94 zdjęć w zbiorach :+

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji