O wyborze repertuaru w większości polskich teatrów decydują liczebniki w tytułach sztuk. Największe powodzenie mają obecnie dramaty w rodzaju "Solo na perkusji", "Dwoje na huśtawce", "Scenariusz dla trzech aktorów", najwyżej - "Kwartet". Zagrać sztukę, która wymaga co wieczór obecności na scenie całego zespołu, to wyczyn, na jaki mogą sobie pozwolić tylko najlepsze sceny. W Starym Teatrze w Krakowie, kierowanym od paru sezonów bardzo rozsądnie przez Tadeusza Bradeckiego, w czerwcu br. odbyła się premiera "Dziadów" w reżyserii Jerzego Grzegorzewskiego. Recenzje, jak pamiętam, były zróżnicowane, ale należało się cieszyć, oto że po latach doczekaliśmy się nowego odczytania Mickiewiczowskiego arcydramatu. Ci, którzy chcieli natychmiast kupować bilety do Krakowa, musieli jednak się wstrzymać. "Dziady" zagrano tylko parę razy, wkrótce zaczynały się bowiem wakacje, zresztą Konrad (Jerzy Radziwiłowicz) wyjeżdżał akurat na zagraniczne występy.
Tytuł oryginalny
Niskie loty. Konrad nie wraca na scenę
Źródło:
Materiał nadesłany
Polityka Nr 50