"Dyrektorzy" w reż. Romualda Szejda w Teatrze Scena Prezentacje w Warszawie. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.
Wymuskani, o gładkich fryzurach, w dobrze skrojonych garniturach i śnieżnobiałych koszulach z nienagannie dobranymi krawatami. Nazywają ich "garniturowcami", "białymi kołnierzykami", "japiszonami" z wielkich korporacji. W sztuce współczesnego francuskiego dramaturga Daniela Besse'a nazywają się dyrektorami, bo takie funkcje sprawują. Są dyrektorami ekonomicznymi w jednej filii potężnego konsorcjum zajmującego się produkcją i handlem bronią. Czterech mężczyzn i jedna kobieta. A nad nimi prezes firmy, już nie "japiszon", lecz misiowaty, w średnim wieku, sporo popijający jegomość, który ma zapewnioną pozycję, byt materialny i nie musi brać udziału w tym ściganiu się do funkcyjnego stołka, przewracając po drodze innych. Przekonywający w tej roli Krzysztof Kołbasiuk. Wydawałoby się, że właściwie nic takiego tu się nie dzieje. Każdy następny dzień podobny jest do poprzedniego. Dyrektorzy przychodzą do pracy, wypijają darmową kawę z automatu