"Wychodząc z teatru człowiek powinien mieć wrażenie, że obudził się z jakiegoś snu, w którym najpospolitsze nawet rzeczy miały dziwny, niezgłębiony urok, charakterystyczny dla marzeń sennych, nie dający się z niczym porównać".
(ST. I. WITKIEWICZ)
WYCHODZĄC z teatru po Ślubie Witolda Gombrowicza - odnosimy rzeczywiście wrażenie, że zbudziliśmy się z dziwnego snu. Cytat z Witkacego nie tylko warto przypomnieć w związku ze spektaklem Krystyny Skuszanki w Teatrze im. J. Słowackiego, lecz także celem podkreślenia wielu wspólnych cech pisarstwa obu autorów. Z Witkiewicza bowiem przejął Gombrowicz niektóre tezy artystyczne i myślowe. Był kontynuatorem idei (czy obsesji?) "czystej Formy". Mimo, że kontynuacja to przewrotna. A wyobraźnię obaj mieli dość podobną. I obaj chcieli zerwać z "grzecznym" a tradycyjnym dramatem w swych anty-teatrach. Wprawdzie utwory sceniczne Gombrowicza gramy ze sporym opóźnieniem - i nie one stanowią siłę jego twórczości literackiej, bo ta siła tkwi w prozie Ferdydurke, Pamiętniku z okresu dojrzewania, Transatlantyku czy w "Dziennikach" - to jednak próbki dramaturgii powieściopisarza ukazują ważne ogniwo w dziejach naszego teatru. Bez tego ogniwa nie powstałyby scenic