EN

3.02.1980 Wersja do druku

"Pełno nas..."

Wieczór. Widownia pełna. Spektakl toczy się ku spokojnemu zadowoleniu publiczności. Od czasu do czasu śmiechy, nierzadkie ale i niegęste, kwitują udział błyskotliwości autora w przedstawieniu. Finał. Oklaski - ciepłe, nie rzęsiste, ale i nie grzecznościowe - zamykają ku obopólnej satysfakcji udany wieczór. Nazajutrz - lub za kilka tygodni - błyskotliwy krytyk w TV czy na łamach popularnego dziennika ozdobi głowy artystów bobkowym liściem. Jaki to spektakl? Nieważne. Tak mogłoby być i bywa najczęściej. Sytuacja jest modelowa, model Anno Domini 1980, choć proweniencji znacznie starszej. Tak starej jak społeczeństwo uśpione, spożywające sztukę niczym ciepłe bułki. U schyłku XIX wieku w poczciwej mieszczańskiej Europie tak się konsumowało pieces bien faits, dziś w Warszawie i Legnicy, w Katowicach i Jeleniej Górze trawi się w ten sposób wszystko, jak leci: awangardowo przyprawioną klasykę i awangardę bez przypraw. (Kochane Dyrekcje, nie piszci

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

"Pełno nas..."

Źródło:

Materiał nadesłany

Życie Literackie nr 5

Autor:

Elżbieta Morawiec

Data:

03.02.1980