Przedstawienie pozostałoby pewnie ledwie obyczajową historią, gdyby nie poruszająca oprawa plastyczna.
O czym rozmawia się w parnej atmosferze Wiednia, pełnego arystokratycznych pretensji, w jesiennym ogrodzie, w którym spotyka się pokolenie rodziców - im-produktywnych artystów, i dzieci - ze złamaną przyszłością? O śmierci. Jak? Ze świadomością przemijania, ale bagatelizując ją. W odejściach najbliższych dostrzegając tylko naturalną kolej rzeczy. Cynizm i melodramat Akcja "Samotnej drogi" Arthura Schnitzlera, wyreżyserowanej przez Bogdana Hussakowskiego, upływa nie tylko na melancholijnej konwersacji. Spod kwestii powtarzających banalne prawdy, pozorujących stoickie usposobienie, przebija jad. Często tylko my, widzowie, umiemy go odnaleźć. Dramaturg obdarzył nas wiedzą znacznie większą niż postaci. Szybko dowiadujemy się, że ojciec rodziny Wegrat (Piotr Krukowski), artysta-wyrobnik, który pracą usiłuje zastąpić rozmowę z ludźmi, nie jest ojcem swojego syna. Do prawdy doprowadzą Feliksa (Kamil Maćkowiak) dopiero ostatnie słowa umierającej