"Zaczynam nienawidzić gatunek ludzki" - mówi Alcest. To jedno zdanie byłoby wystarczającym powodem, żeby wystawić "Mizantropa" i postawić publiczności przed nos, jak zwierciadło, w które wstyd spojrzeć. Mizantropia, czyli niechęć do ludzi, stała się w naszych czasach postawą bardzo zrozumiała, kto wie nawet, czy nie jedyną słuszną, bo jak tu kochać ludzi, którzy panoszą się wokół bezwstydnie? Jak polubić na przykład prześcigającą się w głupocie nowobogacką postmodernę, którą w warszawskim przedstawieniu najlepiej charakteryzują pretensjonalne i wydziwaczone, bez wątpienia kosztowne stroje oraz niewygodne i niepraktyczne meble o wyszukanym (postmodernistycznym oczywiście!) designie, które wypełniają salonik Celimeny. Jak polubić pustosłowie ich rozważań na temat sztuki, które stały się bezradną paplaniną. No, przecież się nie da. Najrozsądniej byłoby od razu uciec z krzykiem i pielęgnować gdzieś na odludziu swoją niezłom
Tytuł oryginalny
Kto się boi Mizantropa?
Źródło:
Materiał nadesłany
Tygodnik Powszechny nr 46