"Tramwaj" w reż. Krzysztofa Warlikowskiego Theatre de l'Odeon w Paryżu i Nowego Teatru w Warszawie. Po warszawskiej premierze pisze Tomasz Miłkowski w Przeglądzie.
Paryskie przedstawienie Krzysztofa Warlikowskiego niepokoi, nuży, a chwilami fascynuje. Jest rodzajem bomby podłożonej pod teatr. Warlikowski z przedstawienia na przedstawienie coraz bardziej ulega modzie na technicyzację teatru. Aktorzy już nie mówią do siebie, nie wchodzą w rzeczywisty dialog, ale rozmawiają za pośrednictwem głośników. Zamiast sytuacji scenicznych, które ogniskują się na żywym aktorze, widz obserwuje skrawki, które podsuwa mu kamera, choćby niewielka kamerka przy laptopie, wyławiająca na ekranie fragment twarzy albo usta aktorki. To są w teatrze stosunkowo nowe zabawki, sprawdzone już wcześniej w eksperymentalnej sztuce konceptualnej i wariacjach wizualnych, modnych w plastyce w latach 70. Od kilkunastu lat weszły szturmem do teatru i infekują przedstawienie, które w coraz większym stopniu staje się projekcją i występem elektronicznym. Czy to jeszcze teatr żywego planu, czy tylko jego szczątki, szamocące się w garocie coraz bard