Aż trzy osobowości w bydgoskiej obsadzie "Giocondy" stały się przed laty moją profesjonalną pomyłką, porażką i grzechem, z którego dziś spowiadam się czytelnikom, w nadziei na absolucję i ulgę - wspomina Sławomir Pietras
Na inaugurację XVII Bydgoskiego Festiwalu Operowego dano premierę trudnej jak diabli, pechowej jak "Dama Pikowa" i pięknej jak renesansowa Wenecja opery Amilcare Ponchiellego "Gioconda". Odkładam do innej okazji omówienie tego przedsięwzięcia, któremu mimo pewnych zastrzeżeń do realizatorów, należy się podziw i szacunek. Aż trzy osobowości w bydgoskiej obsadzie "Giocondy" stały się przed laty moją profesjonalną pomyłką, porażką i grzechem, z którego dziś spowiadam się czytelnikom, w nadziei na absolucję i ulgę. W Teatrze Wielkim w Łodzi za mojej dyrekcji odbył się skromny debiut ówczesnej studentki Katarzyny Nowak. Wystąpiła w "Nabucco", śpiewając epizodyczną partię Anny. Po spektaklu nikt nie otrzymał kwiatów, tylko debiutantka tonęła w zieleni, nie mogąc udźwignąć wszystkich bukietów. Zaledwie uprzejmie oklaskiwano protagonistów spektaklu, natomiast na widok debiutantki zrywały się frenetyczne brawa i okrzyki zachwytu. To mnie zdener