- Ja nie jestem satyrykiem. Za duża konkurencja. Ja jestem sobie taki mały humorysta. Moimi mistrzami są Twain, Zoszczenko, Mrożek, Woody Allen i bracia Marx - rozmowa z aktorem STEFANEM FRIEDMANNEM.
Dominika Górska-Szymańska: Jest Pan synem znanego Mariana Friedmanna... Stefan Friedmann: Właśnie muszę to sprostować, nie był taki znany, a zasługiwał na to, żeby być. Tak, ale jednak często się o nim wspomina, może właśnie dzięki temu, że to Pan wyrobił nazwisko Friedmann w aktorstwie. - To dziwne, ale jego starsi koledzy aktorzy zwracają się do mnie imieniem Marian, tak jak mój Tata miał na imię. Czyli nie kojarzą Mariana ze Stefanem, tylko Stefana z Marianem, co mi sprawia ogromną przyjemność. Zwłaszcza jeżeli to robi wspaniały, już naprawdę sędziwy, zasłużony pan Erwin Axer, u którego mój Tata był aktorem w Teatrze Narodowym, a potem w Teatrze Współczesnym, przez właściwie całe życie. I stąd chyba właśnie pan Axer podczas ostatniej promocji swojej książki, zwracał się do mnie imieniem mojego Taty, czyli mówił do mnie per Marian. Nie prostowałem, bo uważam, że Tata na to zasłużył. Ile lat musi upłynąć w Pana zawodzie