Usta milczą, dusza śpiewa. No właśnie. Tak się to nazywało na afiszach i zaproszeniach z Teatru Studio. Na tychże zaproszeniach był też dobrze widoczny dopisek: stroje wieczorowe mile widziane. A zapraszano na godzinę 22.00. Wiadomo też było, że idzie się na autorski spektakl Jerzego Grzegorzewskiego, zbudowany - tym razem - z melodii i wątków operetek Lehara i Kalmana. Jednym słowem - świat boskiego idiotyzmu operetki, by posłużyć się znanym określeniem Gombrowicza. I było tak, co do joty. Była też zabawa arcypyszna, dowcipna, inteligentna i zadziwiająco wręcz odświeżająca. I wykonawców, jak mniemam, i nas - widzów. Dali dwa przedstawienia (dwie premiery, jak określano) tego Usta milczą... i pojechali na urlop. Czy jesienią spektakl zostanie wznowiony? Tego nie wiem. Był zabawą tak dalece, że aż powstają obawy, że mimo iż bawili się zawodowcy, skazani na konieczność powielania i powtórek, to jednak pewna atmosfera i pewien typ humoru s
Tytuł oryginalny
Boski idiotyzm operetki
Źródło:
Materiał nadesłany
Odrodzenie nr 25