EN

6.11.1988 Wersja do druku

"Usta milczą, dusz śpiewa..." - czyli apoteoza teatru

Operetka - sztuka podejrzana, "podkasana muza", pogardzana przez salony artystyczne. Łatwa i szczęśliwa jak królestwo kiczu, melodyjna - do obrzydliwości, z obowiązkowym (prawie zawsze) happy endem; po najdzikszych przygodach szczęśliwi kochankowie łączą się ze sobą, mężczyzna z "ludu" okazuje się księciem krwi, ubodzy z dnia na dzień stają się bogaczami. Rodzona siostra powieści brukowej, popularnego romansu, operetka jak one stała się synonimem tandety artystycznej, nie przestając jednak być - królestwem wielkiego pocieszenia, małym scenicznym rajem dla "ludu", gdzie cudownie spełniają się wszystkie "marzenia i sny". A przecież w tym wyroku skazującym na piekło niższości - coś nie gra. Nie tylko dlatego, że jesteśmy w wieku kultury masowej i światowego awansu wielorakiej "niższości" - od komiksu po rocka. Również dlatego, że operetka jako gatunek niesie w sobie żywioł parodii, persyflażu, że swoje raje, cuda i happy endy traktuje nie f

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

"Usta milczą, dusz śpiewa..." - czyli apoteoza teatru

Źródło:

Materiał nadesłany

Tygodnik Powszechny nr 45

Autor:

Elżbieta Morawiec

Data:

06.11.1988

Realizacje repertuarowe