"Operetka w swym boskim idiotyzmie, w niebiańskiej sklerozie, we wspaniałym uskrzydleniu się, swoim za sprawą śpiewu, tańca, gestu, maski jest dla mnie teatrem doskonałym..." pisał Witold Gombrowicz. Myśl tę uznać można za motto dla ostatniego w tym sezonie przedstawienia w Teatrze Studio. Początek godzina 22.00, "stroje wieczorowe mile widziane" - napisano w zaproszeniu. Jerzy Grzegorzewski, jeden z poszukujących duchów współczesnej Melpomeny, tym razem zaproponował żartobliwą, grającą odcieniami parodii i pastiszu, ale i świetną zabawą: spektakl skonstruowany na motywach operetek Franciszka Lehara i Emmericha Kalmana. W pałacowych wnętrzach, wśród marmurów i pod kryształowymi żyrandolami (do których w części pierwszej, rozegranej w foyer, dorobiono secesyjne abażury), zabrzmiały, słynne operetkowe arie z "Wesołej wdówki" czy "Księżniczki czardasza". I cóż z naszej wiedzy uczonej, która mówi nam, że to kicz nad kicze, z naszego śmiechu,
Tytuł oryginalny
Operetki czar...
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie Warszawy nr 131