Gdy Jerzy Grzegorzewski obejmował dyrekcję sceny dramatycznej Teatru Narodowego, niby było wiadomo, że jest reżyserem posługującym się nowoczesnym, nieco hermetycznym, językiem teatralnym, którego próby dekonstrukcji tekstów literackich wywołują rozmaite kontrowersje, a jednak inauguracyjny spektakl "Nocy listopadowej" Wyspiańskiego wywołał dezorientację, a nawet zbulwersował część publiczności. Wprawdzie w przeciwieństwie do krakowskich "Dziadów. 12 improwizacji" czy warszawskiego "La Boheme", złożonego ze scen z "Wesela" i "Wyzwolenia", Grzegorzewski nader powściągliwie dekonstruuje tekst dramatu Wyspiańskiego, zachowując w zasadzie jego kompozycję, parokrotnie tylko wprowadzając motywy z innych dzieł Wyspiańskiego czy też własnych przedstawień, ale nieustannie przechodzi od tonacji serio do buffo. Zmusza aktorów, by wygłaszali wiersz Wyspiańskiego z naciskiem na jego melodię i rytm, nieomal na granicy parodii, tym samym z premedytacją obna�
Tytuł oryginalny
Po śmierć dążę
Źródło:
Materiał nadesłany
Odra nr 2