Kuplety Młynarskiego otwiera ją, zamykają i... rozpierają opowieść Diderota o Kubusiowych amorach. Odniosłam nawet wrażenie, jakby mistrz oświeceniowego racjonalizmu był jedynie pretekstem do ukazania sprawności warsztatowej spółki Młynarski-Derfel. Przytyk do reżysera, a nie do Młynarskiego, który komentując tyleż Diderota, co naszą współczesność, czyni to wielce zgrabnie, zarabiając punkty dla przedstawienia. Kolejne przynosi brawurowa gra całego zespołu. Nie ma tu ról słabych, choć temperatura wyraźnie się podnosi, gdy do akcji wkracza Oberżystka (Krystyna Tkacz) lub gdy kuszą wdziękiem i wdziękami Zuzia, Justysia i panna d'Aisnon (Barbara Bursztynowicz, Anna Gornostaj i Małgorzata Komornicka). A Kubuś? - Kubuś za bardzo przypominał mi Mariana Opanię (którego lubię), tak jakby jedynym pomysłem aktora na tę rolę było mocne postanowienie "bycia sobą i na luzie" (co również lubię, ale niekoniecznie w teatrze). Natomiast bardzo zgra
Tytuł oryginalny
Kubusiowe amory
Źródło:
Materiał nadesłany
Kurier Polski nr 92