Rzecz rozpoczyna się piosenką Wojciecha Młynarskiego (cytuje z pamięci): "W dziesiątkach nowych partyjek/ Głupota pięknie zakwita/ wciąż lepiej jej się żyje/ więc teatr niechaj zapyta/ czemu kraj tak niedawnych/ i tak pięknych wzlotów/ to raj dla idiotów?". No właśnie, czemu? Odpowiedź - sugerują twórcy spektaklu - podszepnąć może "Kubuś Fatalista".
Brawo. Przednia myśl. Przyzwoita porcja oświeceniowego racjonalizmu wydaje się dzisiaj wielce pożądana. Co więcej, filozoficzna powiastka Diderota to "potrawa ze wszech miar wyborna i podana z cudownym zrozumieniem sztuki kuchmistrza" - twierdził Goethe. Tym bardziej warto ją odgrzać. Wydaje się jednak, ze powziąwszy to postanowienie, teatr popadł w wątpliwości. Potrawa wyborna, ale może aromat nieco zwietrzał? Lepiej doprawić. No i frywolne dykteryjki Diderota w kuchni Ateneum stały się mocno pieprzne. Inwencja reżysera i choreografa pozwala wciąż na nowo kryptonimować na scenie tę samą, hmm... powiedzmy nieprzyzwoitą sytuację. Czasem dowcipnie, czasem mniej dowcipnie, za to dosadnie. Małgosia (Anna Gornostaj) na klęczkach łapczywie ssie wino z buklaczka, który Kubuś przytroczył sobie do pasa... Publiczność w lot chwyta sens takich żartów i dobrze się bawi. Z czasem okazuje się jednak, że materia spektaklu utkana jest prawi