Nie przypuszczam, by widzowie sprzed lat, gdy Leon Schiller po raz pierwszy wprowadzał na sceną Reduty swe "obrazki śpiewające i tańczące", orientowali się, że oglądają nie przygodną, arcymiłą składankę, ale początki widowiska, które na trwale wejdzie do repertuaru. Bo chyba tak już można z radością konkludować, gdy się w Ateneum ogląda nową premierę "Kramu z piosenkami", nowy dowód wiernej wobec mistrza pamięci Barbary Fijewskiej, ongi choreografa i aktorki w "Kramie", dziś - reżysera. Należy się szczerze radować, że nie tylko pomysł inscenizowania starej piosenki żyje, ale że żyje i cieszy publiczność ten właśnie Schillerowski "kram", że wytwarza się już tradycja repertuarowa widowiska w jego składzie. Niech powstają i nowe, nim Schiller teatralizował różne zespoły tematyczne, piosenki i poezji narodowej, ale "Kram" chcemy mieć w tej właśnie, "tradycyjnej" postaci! I niech nikt nie mówi, że to będzie mechaniczne powtarzanie, ż
Tytuł oryginalny
Kram z piosenkami
Źródło:
Materiał nadesłany