Oglądanie lalek teatralnych przynosi mi specjalny, trudny zresztą do precyzyjnego sformułowania rodzaj przyjemności, którego próżno szukałem w widowiskach scen dramatycznych. Z dniami i latami coraz trudniej mi się wzruszyć na widok "krwawego bebecha", który usiłują wyrwać ze swego wnętrza, bez żadnej francuskiej lekkości, artyści dramatyczni. O tak zwanej ironii czy głębszym znaczeniu nie ma nawet co marzyć. Chyba, że miało się szczęście widzieć Tadeusza Łomnickiego grającego Krappa. Było to dla mnie przeżycie przypominające dobre lata siedemdziesiąte, gdy unosiłem się z zachwytu po obejrzeniu "Czyśćca w Ingolstadt" Petera Steina, czy też jedynego, jakie nam dane było widzieć w Warszawie, widowiska Roberta Wilsona. Uczestniczenie w przedstawieniu Wilsona było zresztą jednym z najistotniejszych przeżyć mego życia. Dziś wiem, dlaczego tak było. Robert Wilson wraz ze swym partnerem Robertem Knowlesem fantastycznie współgrali ze s
Tytuł oryginalny
Gra w podwójność
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr nr 1