EN

18.03.1991 Wersja do druku

Dwa "Śluby" - jeden dowcip

Świat dotknięty został katastrofą. Ideał przerodził się w farsę. Sans "Ślubu" Gombrowicz sfor­mułował w sło­wach: Człowiek jest poddany temu, co tworzy się "między" ludźmi i nie ma dla niego innej boskości, jak tylko ta, która z ludzi się rodzi". Ta sztuka słynie z karkołomnych zadań, jakie stawia reżyserowi i akto­rom. Groteskowa akcja toczy się na granicy realności i snu, a może po prostu w wyobraźni głównego bohatera. "Ślub" wystawiają jednocześnie dwa warszawskie teatry. W Teatrze Rozmaitości zbudowa­no przestrzeń peł­ną surowych desek i pakowe­go papieru, przy­sypaną wapien­nym pyłem. W Teatrze Polskim wielkie organy koś­cielne rozpadają się z hukiem na oczach widzów. W Rozmaitościach, reż. Woj­ciech {#os#463}Szulczyński{/#} zapomniał, że gro­teska gombrowiczowska jest pomieszaniem elementów tragicznych i komicznych. Uderzył w ton wysoki i zrobił Gombrowicza na ponuro, tzn. na szaro. Dzieło doktrynerskie nuży w t

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Dwa "Śluby" - jeden dowcip

Źródło:

Materiał nadesłany

Express Wieczorny Nr 54

Autor:

Irena Maślińska

Data:

18.03.1991

Realizacje repertuarowe