W nowym, imponującym budynku Teatru Muzycznego w Gdyni, i pod nową dyrekcją artystyczną, Jerzego {#os#1295}Gruzy{/#}, obejrzałem u schyłku tego wspaniałego lata, co już mija, jeszcze jedną wersją "Madame Sans-Gene" Wiktoryna Sardou. To dziełko, żyjące sobie dobrze już blisko sto lat, ma w tym roku spore wzięcie w polskich teatrach, co wynika nie tyle z resentymentów napoleońskich, co niedostatków w komediowym repertuarze scen. Trafiło więc one i do Teatru Muzycznego w Gdyni, a wsparte ładną muzyką Stefana {#os#7435}Kisielewskiego{/#}, dało okazję do wodewilowej zabawy. Ba, do wystawnego widowiska. Jerzy Gruza, który reżyserował już w minionym sezonie tę sztukę w warszawskiej Komedii, zbudował tam kameralne przedstawienie na miarę owej ciasnej sceny, w Gdyni, zaś można powiedzieć, poszedł na całość. Wykorzystał mistrzowsko znakomite warunki teatru i młodego ansamblu chórzystów i tancerzy, wsparł się malowniczą scenografią Marka {#
Tytuł oryginalny
Madame Sans-Gene w Gdyni
Źródło:
Materiał nadesłany
Trybuna Ludu Nr 225