Izabella Cywińska zawsze przytomnie unikała patosu - co ją teraz podkusiło?
Niepowodzenie "Hauemanna" w gdańskim Wybrzeżu jest niestety jedną z wielu przegranych ostatnio bitew w cichej wojnie, która toczy się w łonie sceny. Wojnie między teatrem pragnącym głęboko ukorzenić się na swoim miejscu, osadzającym swe dzieła w historii, w genealogiach, w realiach, w mitologii lokalnej - a teatrem sięgającym po problemy uniwersalne, ponadczasowe, aktualne pod każdą długością geograficzną. Ten drugi jest dziś w uderzeniu, zdobywa zwolenników, porusza emocje. Czy jednak ów pierwszy skazany jest przez to bezapelacyjnie na drugorzędność? Kłopotów z przeniesieniem "Hanemanna" na scenę można było się spodziewać poniekąd z góry. Powieść Stefana Chwina (Paszport "Polityki" 1996) rozgrywająca się w powojennym Gdańsku była już kiedyś przedmiotem inscenizacji: realizował ją w Koszalinie Sebastian Majewski, reżyser wsławiony świetnym uscenicznieniem "Prawieku" Olgi Tokarczuk. Klęskę poniósł był druzgocącą; z przedstawienia