" Cóż za filozoficzne pompatyczności plótł ten melancholijny młodzieniec...?" - zapyta niejeden wielbiciel twórczości Stefana Chwina po opadnięciu kurtyny w teatrze Wybrzeże.
Zapyta przewrotnie, bo doskonale pamięta, że powieściowy Hanemann tymi samymi słowy puentował wywód asystenta Retza. Wywód ów kończył się sentencją "kiedy cierpimy Bóg dotyka nas gołą ręką". "Biedny Retz" - myślał z nostalgią i nutką ironii Hanemann Chwina. Wszak był już człowiekiem dojrzałym, na własnej skórze poznał, czym jest cierpienie, i takie patetyczności nie mogły robić na nim wrażenia. Co innego Hanemann Izabelli Cywińskiej - Mirosław Baka. Na dzień dobry wygłasza ze sceny myśl asystenta jak własną. Co więcej - wydaje się szczerze w nią wierzyć. Można by nawet wybaczyć Hanemannowi ten drobny plagiat, a Izabelli Cywińskiej niewinne przekłamanie - cóż chwila słabości, uwiedzenie zgrabną formułką. Tyle, że na tym sprawa się nie kończy. Tytułowy bohater jeszcze nieraz będzie przywłaszczał sobie cudze formułki, przemawiał nieswoim głosem jak swoim, wygłaszał ze sceny te same sentencje, które w powieści wspominał z