Jeśli w rysunku postaci "Burzy" trafiały się jakieś łatwizny, to wynagradzał je świetnie opanowany tekst, który przenosił nas w świat trochę mniej bezczelny od dzisiejszego.
W PRL, kiedy teatry musiały w roku zagrać przynajmniej jedną sztukę radziecką lub rosyjską (w latach intensywnego socrealizmu ten obowiązek był zwielokrotniony), Aleksander Ostrowski (1823 - 86), często pojawiał się na scenie, a na "Grzesznikach bez winy" publiczność roniła prawdziwe łzy. Dyrektorzy woleli Ostrowskiego niż takich Treniewów, czy Pogodinów, ale oczywiście z dramatu obyczajowego Ostrowskiego wyciskano przede wszystkim konflikty społeczne, mające nam zohydzić rzeczywistość przedrewolucyjną. Ostrowski, nazywany "Szekspirem kupiectwa", znał się dobrze na mieszczaństwie moskiewskim i nie oszczędzał go. Tak nam się przejadła literatura radziecka - i przy okazji rosyjska - że teatry wciąż od niej stronią, wykazując również małe zainteresowanie nową dramaturgią Rosji. Rynkiem nowinek jest jedynie toruński festiwal o charakterze międzynarodowym, skierowany głównie na wschód. Nieoczekiwanie Ostrowski pojawił się na Scenie Polskiej