Jest oto kuchnia i jest w czterech nędznych ścianach godzina "mszy" kuchennej, jest wyrwany z nijakiego dnia kawałek nijakiego czasu, kawałek najwyższej celebry, jest obrządek, ale wielkie słowo jednak nie padnie, bo ono pada akurat w innych świątyniach. Nikt nie wypowie tutaj sakramentalnego Amen. I nikt nie rzeknie w finale: Idźcie, ofiara spełniona, nie rzeknie, choć ofiara zostanie ofiarowana ściśle realnie. Stara kobieta, całkiem jak świat stara, istne fiasko ludzkie, co to całe życie karmiło się fiaskiem własnego życia, i druga, prawie identyczna kobieca katastrofa, równie odwieczna, po uszy pełna tego samego pokarmu, na końcu - gdy już wszystko zostanie wypowiedziane, gdy już nędza zostanie uświęcona - kuchennym nożem poderżną gardło tej trzeciej, takiej, jak i one - już jakby poza czasem i tym samym przez żyćko swoje nakarmionej. Trzecia nie zaprotestuje. Spokojnie położy się na kuchennym stole, nóż prześliźnie się cicho po krtani,
Tytuł oryginalny
Zimny trzask kropel
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik Polski nr 75