Prawie nikt nie zna Paolo Conte, chociaż to jeden z niewielu autentycznych, zachrypniętych bardów włoskiej piosenki. Aby spotkać się z nim nie trzeba wybierać się, jak Andrzej Strzelecki, do Szwajcarii. Wystarczy wizyta w Teatrze Rampa, gdzie odbyła się premiera spektaklu opartego na jego piosenkach.
Przez wiele lat do włoskiej piosenki próbowali zniechęcić nas organizatorzy festiwalu w Sopocie. Teraz na sopockich sentymentach zagrali organizatorzy Wielkiej Gali Piosenki Włoskiej, sprowadzając podstarzałego i obrosłego w tłuszcz Drupiego i niby-gwiazdy z rewii skandali nazywanej San Remo. Tymczasem szef Rampy Andrzej Strzelecki podróżując to tu, to tam, a szczególnie do Szwajcarii, przywiózł prawdziwego włoskiego barda - Paolo Contego, przy którym Drupi jest tylko śpiewającą amebą a nawet Zuckero wydaje się jego nieszczególnie wierną kopią. Conte ma niepowtarzalny, obezwładniający poetyckim charczeniem i prawdziwie męskim mruczandem głos. Śpiewa i wygląda jakby w życiu nic innego nie robił tylko wysiadywał barowe stołki ze szklanką w jednej i papierosem w drugiej dłoni. A przecież zanim zaczął śpiewać był poważnym prawnikiem z własną kancelarią. Z tamtego rozdziału życia pozostał mu tylko przydomek: "włoski mecenas". Strzelecki z