O XXIX Warszawskich Spotkaniach Teatralnych pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka
w Naszym Dzienniku.
Do tej nihilistycznej koncepcji życia, tak nachalnie propagowanej przez teatr już co najmniej od pięciu, sześciu sezonów, można by właściwie się przyzwyczaić i przestać reagować. Ale człowiek mający w sobie wolę życia, stworzony ku nadziei, nie może obojętnie przyjmować perfidnie narzucanej mu ze sceny pseudofilozofi, kierującej go w stronę samodestrukcji. Toteż reaguje. Różnie. W każdym razie nie pozostaje obojętny. Podobnie jest z nurtem antyklerykalnym, aż do znudzenia obecnym w przedstawieniach teatralnych. No i nieodłączną w nich chrystianofobią. A wszystko to można określić jako erzac. Pustkę duchową i intelektualną oraz nieudolność artystyczną spektakli, większość reżyserów będących dziś na topie musi przecież czymś wypełnić, aby było o nich głośno i kontrowersyjnie. Bo takie właśnie kryterium, jako główne, stosuje się dziś w przyznawaniu nagród, zapraszaniu na festiwale, itp. Dobór spektakli na tegorocznych Wars