Paradoks naszego życia teatralnego polega na tym, że wcześniej zobaczyła Warszawa schillerowską "Pastorałkę", niż świecki "Kram". Dobrze jednak, że nadrobiono tę zaległość. Na Powiślu święci triumfy bandurka, na której strunach brzdąkał pan Leon tak wdzięcznie swą wytrawną ręką reżysera o nieomylnym spojrzeniu i absolutnym słuchu. A przy tym to wspaniałe wyczucie stylu każdej epoki. Poruszał się pan Leon wśród nich, jak somnambulik na krawędzi przepaści, a jednak zawsze trafiał z wprawą wirtuoza w jedynie właściwy ton, potrafił uchwycić jedynie właściwy klimat. Wykwintny styl dworski króla Stasia, polskie pastereczki w swych perukach, Księstwo Warszawskie i jego piękne mundury, Warszawa Barthelsa i bali w Resursie Obywatelskiej, Kraków czasów Młodej Polski, poddasze, modelki, malarze i hejnał, wreszcie Bielany, Królowa Śródmieścia i Oleandry. Słuchając i bawiąc się podróżujemy z tym świetnym przewo
Tytuł oryginalny
Bandurka Schillera
Źródło:
Materiał nadesłany
Trybuna Ludu