EN

9.01.1999 Wersja do druku

Konwicki ilustrowany

Na pustej scenie siwy mężczyzna w zniszczonej kurtce z demobilu, outsider, włóczęga i obserwator. Ogania się od świata; niecierpliwymi gestami błaga, by mu dać spokój. Ale cisną się doń fantomy pamięci: przedwojenna Kolonia Wileńska, PRL-owska knajpa-konfesjonał, konspiracyjna piwnica, ZOMO-wskie chamstwo. Tak przynajmniej miało być. Krzysztof Zaleski, scenarzysta i reżyser "Tak daleko, tak blisko" w warszawskim Ateneum, najwyraźniej chciał, by bohater, porte parole Tadeusza Konwickiego, był - jak w jego prozie - oblegany i zamęczany przez twory własnej wyobraźni. Zmaterializowanym obsesjom brakuje jednak wyrazistości. Po części z winy tworzywa: Zaleski nie wziął najlepszych obrazów Konwickiego choćby z "Małej Apokalipsy", oparł się na dziełach późniejszych, słabszych. Po części z winy teatru: scenki nizane jak koraliki, pozbawione dramatycznego narastania, nie mają siły syntetycznej metafory, są pobieżne i blade. Zostają w pamięci niektó

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Konwicki ilustrowany

Źródło:

Materiał nadesłany

Polityka nr 2

Autor:

js

Data:

09.01.1999

Realizacje repertuarowe