Właściwie tylko piękny walc Wojciecha Borkowskiego, skomponowany do tego przedstawienia można chwalić bez zastrzeżeń. Jest to walc jak ulał z "Wujaszka Wani", na nostalgiczną nutę, z jękiem skrzypiec i natrętnie montowanym motywem przewodnim. Zwiewnym i przyciężkim. Z wpisanym w muzykę światem z pogranicza snu i jawy. Trochę nierealnym. Niestety, niewiele z atmosfery tego walca pozostało w spektaklu Tomasza Koniny. Było to przedstawienie, o którym mawia się: "reżysera przy tym nie było". Trudno bowiem dociec przyczynę, dla której w ogóle wystawił Czechowa, co chciał przez to powiedzieć, do jakich uczuć, myśli, zjawisk nawiązać, aby wytworzyć niechby już nie wspólnotę, ale choćby wątłą nić porozumienia między sceną a widownią. Zadanie miał ułatwione. Scena 61 Teatru Ateneum, ze względu na bliskość widowni, wytwarza szczególną aurę. Trzeba jednak chcieć z niej skorzystać. To, co wiemy o Czechowie: że pokazuje ludzi, którzy nie
Tytuł oryginalny
Tylko walc?
Źródło:
Materiał nadesłany
"Trybuna" nr 50