Powierzając reżyserię "Wujaszka Wani" debiutantowi, Tomaszowi Koninie, Teatr Ateneum podjął ryzyko kogoś, kto na Służewcu obstawia najmniej znanego ogiera. Beniaminek dobiegł do mety, ale cud się nie zdarzył. Ile stracił gracz? Nie ma mowy o dobrze wyreżyserowanej sztuce Antoniego Czechowa, jeśli aktorzy w przedstawieniu przypominają orkiestrę, w której instrumenty są ze sobą kompletnie nie zestrojone. Dało się to słyszeć niemal w każdym dialogu, choćby Heleny z Astrowem. Małgorzata Pieńkowska podawała swoje kwestie tonem bezbarwnym niezależnie od tego, czyjej bohaterka zwierzała się z nieszczęśliwego życia, czy prosiła o herbatę. Za to Piotra Fronczewskiego jako Astrowa pięknie było słychać, ale też aktor wyraźnie delektował się barwą swojego głosu. Szkopuł polega jednak na rym, że bohater Czechowa nie tylko mówi. Artur Barciś nasycił rolę tytułową emocjami, które przeżywają chłopcy w wieku pokwitania. Złościł się, a
Tytuł oryginalny
Cudu nie było
Źródło:
Materiał nadesłany
"Express Wieczorny" nr 51