- Przykre tylko jest to, że kondycja tego zawodu wciąż jest taka sama. Po trzydziestu latach i po pięćdziesięciu, ale też sto lat temu - to jest wciąż ta sama historia. Bo aktorzy prowincjonalni zawsze chcą czegoś wielkiego, pięknego, chcą być docenieni, a nie są - mówi Sława Kwaśniewska po premierze "Aktorów prowincjonalnych " w Opolu. Z filmowymi i teatralnymi bohaterami Agnieszki Holland rozmawia Iwona Kłopocka-Marcjasz w Nowej Trybunie Opolskiej.
Maciej Namysło jeszcze niedawno bardzo zazdrościł warszawskim aktorom. Nie pieniędzy czy łatwej popularności, ale możliwości pracy z wielkimi. -Jarocki nigdy nie przyjedzie pracować do Opola - mówił z żalem. Przyjechała Agnieszka Holland. Nie marzył o roli Krzysztofa, bo w ogóle nie wiedział, o czym są "Aktorzy prowincjonalni". Film zobaczył dopiero przed pierwszą próbą czytaną, na której miała być podana obsada opolskiego przedstawienia. - Film przeżyłem potwornie. Prawie depresja - przyznaje. Ale już wiedział, że chce zagrać głównego bohatera. W napięciu czekał na decyzję Holland. Nie mógł uwierzyć, gdy usłyszał swoje nazwisko. - Umarłam ze szczęścia Zabrakło mi powietrza, nie potrafiłam wydobyć głosu - mówi Aleksandra Cwen, której Holland powierzyła główną rolę żeńską, Anki. - Z nerwów rozcięłam sobie palec o egzemplarz sztuki, wymazałam krwią całą okładkę. Ale krew na scenie przynosi szczęście. "Aktorów pro