EN

28.10.2008 Wersja do druku

Nieśmieszny

Staruszek nie skrywa bolesnej traumy, dawno zapomniał, że chciał być Napoleonem, nie jest herosem sceny czy upokorzonym mścicielem. To absolutnie przeciętny, szary człowiek, ze wszystkimi tego konsekwencjami - o "Śmiesznym staruszku" w reż. Jakuba Porcari w Teatrze Ludowym w Krakowie pisze Hubert Michalak z Nowej Siły Krytycznej.

Pozornie banalny, prosty monolog Tadeusza Różewicza liczy sobie już niemal pół wieku. Oglądając jego sceniczną interpretację trudno w to uwierzyć: gdyby nie kilka (zachowanych w krakowskiej inscenizacji) niedzisiejszych słów - jak "milicja" - całość brzmiałaby swojsko i współcześnie. Bo też i polska przeciętność chyba nie zmieniła się tak mocno. Uśrednieni, statystyczni ludzie mają podobne problemy, radości i obawy, jak ci sprzed prawie pięćdziesięciu lat. Kilka nijakich krzeseł, stół i stolik, na którym stoi stare radio - oto całe wyposażenie pomieszczenia, w którym rozgrywany jest Różewiczowski "Śmieszny staruszek". Do tego na środku sceny, za stołem, tkwi specyficzny rekwizyt - tors żeńskiego manekina wystawowego. Neutralny lokal nie kojarzy się ani z mieszkaniem bohatera (w tej roli Stanisław Berny), ani z salą sądowa, gdzie odbywać by się mogło jego przesłuchanie (monolog miał być w intencji autora mową oskarżonego o bli�

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Źródło:

Materiał nadesłany

Nowa Siła Krytyczna

Autor:

Hubert Michalak

Data:

28.10.2008

Wątki tematyczne

Realizacje repertuarowe