Widziałem sporo dobrych, ciekawych, udanych ról. Ale wielkie role nie rodzą się na kamieniu, a już arcydzieła sztuki aktorskiej są nadzwyczajną rzadkością i spotyka się je zaledwie parę razy w życiu. Rolę Winnie w wykonaniu Mai Komorowskiej zaliczam do arcydzieł - pisze Janusz Majcherek w Gazecie Wyborczej - Stołecznej.
Teatr Dramatyczny powraca do swojej premiery sprzed 13 lat - "Szczęśliwych dni" Samuela Becketta w reżyserii Antoniego Libery z fenomenalną rolą Mai Komorowskiej. Przedstawienie od dawna nieobecne w repertuarze zostanie przypomniane trzykrotnie (16-18 października) w ramach trwającego właśnie Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Warszawa Centralna "Stygmaty Ciała". Widziałem sporo dobrych, ciekawych, udanych ról. Ale wielkie role nie rodzą się na kamieniu, a już arcydzieła sztuki aktorskiej są nadzwyczajną rzadkością i spotyka się je zaledwie parę razy w życiu. Rolę Winnie w wykonaniu Mai Komorowskiej zaliczam do arcydzieł. Po tylu latach mam wciąż w oczach jej zanikającą postać, jakby wsysaną przez kopiec, w którym tkwi zakopana, w pierwszym akcie po pas, w drugim - po szyję. Na głowie toczek z piórkiem, które - groteskowe w tej ostatecznej sytuacji - zdaje się znakiem wiary i nadziei niesłabnącej do końca. Mam w uszach jej głos. To mowa