Na korytarzu Teatru Śląskiego w Katowicach doszło do napadu na młodego aktora Marcina Piejasia[ na zdjęciu]. Policja nie wyklucza, że był to wypadek. Mimo monitoringu i ochroniarzy, po dwóch miesiącach nie udało się uchylić choćby rąbka tajemnicy.
Aktor cudem przeżył z pękniętą czaszką. Kamery zainstalowane w katowickim Teatrze Śląskim zarejestrowały moment, kiedy spokojnie opuszcza jedno z pomieszczeń, ale potem obraz z monitoringu jest ciemny. Gdy na korytarzu zapala się światło, widać, że leży w kałuży krwi. Płyn mózgowo-rdzeniowy wycieka mu przez ucho. To nie jest fikcja teatralna, ani rejestracja filmu kryminalnego. Aktor, Marcin Piejaś, trzy dni był nieprzytomny, a potem dochodził do siebie na oddziale intensywnej opieki medycznej katowickiej kliniki. Skąd tak rozległy uraz jego głowy? Policja, powiadomiona przez lekarzy, próbuje to wyjaśnić, jak dotąd - bezskutecznie. Do napadu na aktora doszło w niedzielę 18 maja, w późnych godzinach wieczornych. Policyjne dochodzenie wszczęto dopiero 26 maja. - Ja niczego z tego zdarzenia nie pamiętam. Cieszę się, że żyję - powtarza Marcin Piejaś, młody aktor Teatru Śląskiego. Świadomość, że tak blisko był śmierci, wciąż jest dla nieg