- Życie mi się naprawdę fajnie ułożyło. Mam szczęśliwą rodzinę i dom. Ale gdzieś w środku jest cały czas ten mały Arturek, którego tyle lat potrącali na korytarzach szkoły. I kiedy wychodzę na scenę do ukłonów, a oklaski rosną o kilka decybeli - to nie powiem, serce rośnie - mówi ARTUR BARCIŚ, aktor Teatru Ateneum w Warszawie.
Witajcie w teatrze mojego życia. Tak tylko aktor może zapraszać na swoją stronę internetową. - Bo to jest mój teatr, w którym ja uchylam rąbka własnej prywatności. Uważam, że moim widzom się to ode mnie należy. Jestem człowiekiem otwartym na innych. I sam też przy okazji coś z tego czerpię. Otworzyłem tę stronę, żeby się dowiedzieć czegoś więcej o sobie. I czego się Pan dowiedział? - Przede wszystkim tego, że jestem próżny (śmieje się). Większość tych wpisów to komplementy, które mnie niebywale głaszczą po duszy. A można się z tej strony dowiedzieć, jaki naprawdę jest Artur Barciś? - Myślę, że tak. Nie mam specjalnie nic do ukrycia. Tylko do sypialni nie zapraszam. Pan wcześnie poczuł powołanie do aktorstwa. Podobno jako ośmiolatek. - Nie wiem, czy jako ośmiolatek. Bo to już mogło być nawet w zerówce. Mając sześć lat płynnie czytałem. I kiedy pani wychodziła na papierosa, sadzała mnie na krzesełku przed dziećmi,