- Dla mnie w aktorstwie zawsze najciekawsze było szukanie w sobie nieodkrytych szaleństw. Bez tego trudno uprawiać ten zawód - mówi ALEKSANDER FABISIAK, od 40 lat aktor Starego Teatru w Krakowie.
DP Czy te czterdzieści lat pracy artystycznej, z której to okazji w Starym Teatrze przygotowano Panu fetę, to czas szczęśliwy dla Pana? - Jak to zwykle w życiu bywa, było różnie. Samego wyboru zawodu nie żałuję, ale jak w każdym zawodzie, szczególnie w aktorskim, są góry i doliny. Zdarzały się spotkania twórcze, które mnie unosiły, zwłaszcza gdy miałem do czynienia z tak wielkimi reżyserami jak Konrad Swinarski, Jerzy Jarocki, Jerzy Grzegorzewski, Kazimierz Kutz czy Andrzej Wajda. Ale były też przestoje, jakże typowe dla tej profesji. Wtedy Jurek Trela, z którym jestem zaprzyjaźniony, podtrzymywał mnie na duchu mówiąc: "Idze, idze, nie przejmuj się, napijemy się czegoś". Generalnie jednak czterdziestka upłynęła mi pod znakiem radości. Które z dziesiątek zagranych ról wspomina Pan jako najistotniejsze? - Było ich wiele. Pierwszą była rola Urlopnika w "Sędziach" w reżyserii Konrada Swinarskiego, który podszedł do mnie po próbie gene