EN

1.04.2008 Wersja do druku

Halabardnicy

Dawniej zanim zaufano i powierzono początkującemu aktorowi większą rolę, powinien się on był sprawdzić w dobrze zagranym epizodzie i podźwigać choć trochę przysłowiowej halabardy. Musiał przez to przejść jak przez chorobę wieku dziecięcego. Jedni znosili to łagodnie i spokojnie, inni nerwowo i burzliwie - pisze Edward Kusztal, były aktor Teatru im. Żeromskiego w Gazecie Wyborczej - Kielce.

W środowisku głośna jest anegdota, jak jeden z młodych aktorów udręczony ciągłym graniem epizodów, schodząc ze sceny jako służący w kolejnej premierze, wyrżną pustą tacą o ziemię i zaczął z wściekłością obgryzać futrynę drzwi. Publiczność szalała ze śmiechu, burmistrz płakał, grający aktorzy osłupieli. Sytuację zażegnał sam aktor, zaprzestał konsumować futrynę, ukłonił się i zszedł za kulisy żegnany huraganową owacją widowni. Delikwenta ukarano, ale doceniono desperację i baczniej mu się przyjrzano. Tak narodził się jeden z większych aktorów polskiego teatru. Nową rangę dla pomijanego i niechcianego epizodu stworzył i nadał wyższą formę artystyczną Ludwik Solski. Mało kto dziś pamięta postaci z "Warszawianki" Wyspiańskiego, a o bez tekstowym epizodzie "Wiarusa" granego przez genialnego aktora mówi się do dziś. Ta sugestywnie zagrana postać jest powielana w inscenizacjach po dzień dzisiejszy. Widzowie zobaczyli nie

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Halabardnicy

Źródło:

Materiał nadesłany

Gazeta Wyborcza - Kielce nr 77

Autor:

Edward Kusztal*

Data:

01.04.2008