EN

3.01.2008 Wersja do druku

WSPOMNIENIE: Jerzy Karaszkiewicz 1936-2004

Do dziś zdumiewa mnie, że dzień, w którym w gruzy wali się świat, jest taki jak inne. Tak samo wzeszło słońce, spacer pana z psem został tak samo zaliczony. Obiadek, drzemka popołudniowa, żadnych znaków zwiastujących. Może tylko widoczne zdenerwowanie: właśnie skończył swą pracę Teatr Nowy Hanuszkiewicza. Jerzy Karaszkiewicz, aktor Adama, głęboko to przeżył. Udawał, że to nic, wszystko się w życiu kończy, nawet teatry, ale wolne żarty- dla aktora śmierć teatru jest często śmiercią psychiczną, z której nie łatwo się podnieść. Nie podniósł się. 17 grudnia, zwyczajnego dnia, bez ostrzeżenia powiedział tylko: "Ela, ja umieram". Karetka, reanimacja, koniec. Przyczyny były pewnie także inne. Kłopoty z okiem, może jeszcze jakieś - ukryte. Lecz być może to właśnie utrata teatru przecięła na zawsze wszelkie perspektywy. Czasem widuję go w starych filmach, czasem ktoś wspomni jakiś jego felieton, bo dziennikarzem, gdyby nie jego mił

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

WSPOMNIENIE: Jerzy Karaszkiewicz 1936-2004

Źródło:

Materiał nadesłany

Gazeta Wyborcza - Stołeczna nr 2

Autor:

Elżbieta Karaszkiewicz

Data:

03.01.2008