Henryk Baranowski, znakomity, wręcz wybitny reżyser teatralny, cieszący się międzynarodową sławą operowego wizjonera, został zaproszony przez dyrekcję Teatru Wielkiego w Łodzi do realizacji "Cyrulika sewilskiego" Gioacchina Rossiniego. Po wielkim sukcesie, jaki odniósł na łódzkiej scenie kilka lat temu jego "Echnaton", nie sposób było nie zachwycić się pomysłem, by Baranowski znów pracował w Łodzi. Sam piałem z zachwytu, aż do premiery. Tak smutnej porażki znakomitego twórcy nie widzieliśmy na scenie już dawno. Rozczarowana publiczność dala głośny wyraz dezaprobacie i wybuczała reżysera, gdy pojawił się w końcowych ukłonach na scenie. Czy było za co? Z kameralnej i nienagannie skonstruowanej muzycznej farsy, Baranowski uczynił widowisko na skalę stadionu. Dowcipne arie i ansamble rozpiął w wielopoziomowej przestrzeni salonu SPA (?!), protagonistów poukładał w łóżkach do opalania, w wirujących konstrukcjach a la Kobro i Strzemiński,
Tytuł oryginalny
W Teatrze Wielkim: Cyrulik pokaleczony
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik Łódźki nr 89