EN

18.01.2008 Wersja do druku

Bóg, tata, Franek

FRANCISZEK PIECZKA to przykład absolutnego zawodowstwa. Pamiętam, jak kiedyś na planie jeden z aktorów zaczął improwizować. A Franek na to: "Stop, kamera. Oj, przepraszam, ale to coś nowego. Pan ma tu swoją rolę napisaną, ja też. Więc czemu pan zmienia? Improwizuje? Od tego jest przecież reżyser" - mówi reżyser Janusz Zaorski.

Był karczmarzem, węglarzem, dziadem wędrownym. Ale też świętym Piotrem, świętym Rochem i samym Panem Bogiem. Franciszek Pieczka miał role większe i mniejsze, ale każda bez wyjątku jest jak perła w filmowej koronie. O aktorze w 80. rocznicę jego urodzin. Franciszka Pieczkę niełatwo zastać w domu. Nawet w sobotę. Do południa ma filmowy plan, potem wpada ńa obiad i zaraz pędzi do Teatru Powszechnego, gdzie grywa co wieczór. Można z nim spokojnie pogadać tylko w niedzielę. - Cóż za piękna i pracowita rocznica - witam się z aktorem. - Proszę pani, w tym wieku to się nie składa życzeń, tylko wyrazy współczucia - uśmiecha się i zaraz dodaje: - Ale dopóki mi nic nie doskwiera fizycznie i psychicznie, to wszystko w porządku. Harowałem ostatnio bardzo. W zeszłym roku nie miałem nawet urlopu. Zupełnie jak młodzik. (...) Synowa aktora mówi, że w "Hotelu", 13-odcinkowym serialu familijnym, Pieczka zagrał głównie dla swoich wnuków: Adriana, kt�

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Bóg, tata, Franek

Źródło:

Materiał nadesłany

Polska nr 15

Autor:

Ryszarda Wojciechowska

Data:

18.01.2008