- Buntuję się, kiedy ktoś mówi, że w serialach gra się tylko dla pieniędzy. To nie tak. Nie można wyjść przed kamerę nieprzygotowanym. Trzeba zżyć się z postacią, poznać ją, uwiarygodnić - mówi EWA WENCEL, aktorka Teatru Kwadrat w Warszawie.
Trzy seriale telewizyjne i wspaniała rola w "Placu Zbawiciela" to pani powrót na ekran po latach spędzonych głównie w teatrze. Jak się pani czuje jako aktorka, którą nagle wszyscy rozpoznają na ulicy? - Nie zmieniłam się. Mam podobne marzenia i podobny stosunek do pracy. Gdziekolwiek występuję, staram się grać najlepiej, jak potrafię. Ale jak pani odbiera popularność, która na panią spadła? - To bardzo miłe, choć czasem sobie myślę, że kiedyś grałam w ważnych przedstawieniach i nikt mnie za to po głowie nie głaskał. Uważa pani, że jest w tym jakaś niesprawiedliwość? - Tak. Ale nie buntuję się. Teatr to zawsze miłość nieodwzajemniona. Pani pierwsze sceniczne kreacje - Natasza w "Wojnie i pokoju", Sonia w "Zbrodni i karze" - zapowiadały błyskotliwą karierę. Dlaczego potem znalazła się pani w komediowym Teatrze Kwadrat, który nie mógł pani zaproponować wielkich, dramatycznych ról? - Po dyplomie w łódzkiej PWSFTvi