- Swoje sztuki piszę po rosyjsku, a tłumaczy je mąż. I zawsze wyrzuca mi połowę tekstu, mówi, że tego w Polsce nie zrozumieją. A mnie szkoda, więc mówię mu, że u nas tak się pisze, żeby spojrzał na monologi Czechowa, a on mi odpowiada, że Czechow potrafi pisać, i okrutnie tnie mój tekst - mówi Nina Czerkies, autorka "Schozofrenii", której premiera, w wykonaniu grupy teatralnej Dzień śmierci Mozarta, odbędzie się dzisiaj w Teatrze im. Żeromskiego w Kielcach.
Rozmowa z Niną Czerkies (na zdjęciu)* Monika Rosmanowska: Dzień śmierci Mozarta jest bodaj jedynym w naszym kraju niesformalizowanym teatrem. Jak to się wszystko zaczęło? Nina Czerkies: W Rosji grałam w oficjalnym teatrze, w którym wszystko było przygotowane i w którym wszyscy cię kochają, jeżeli grasz główne role. W sowieckich czasach miałam drogie buty, kostiumy i spore wynagrodzenie. Było jednak też coś, co niszczyło mnie od środka, co kaleczyło mojego ducha. Przyjechałam za mężem do Polski. Urodziłam syna, zajęłam się domem, słowem - przyjęłam zupełnie inne zasady. Z czasem znów zaczęłam występować. Wtedy w jednym ze spektakli zobaczyli mnie studenci łódzkiej "Filmówki" i poprosili, abym zrobiła z nimi "Mewę" Czechowa. Pomyślałam, że zrobię to i koniec, że w ten sposób rozliczę się z teatrem, że skończę z tym. Zaprosiłam do współpracy Witalija Borkowskiego, a on scenografa Władimira Matrosowa. I tak odnaleźliśmy nas